wtorek, 5 lipca 2011

Lektury

Jako, że jednym z przejawów moich szlifów językowych jest czytanie anglojęzycznych książek, niniejszym chciałam się podzielić wrażeniami z ostatnio przeczytanej lektury. Będąc w Singapurze czy ogólnie rzecz biorąc w Azji Południowo-Wschodniej próbuje nieco rozszerzyć swoją, aktualnie jeszcze nikłą, wiedzę na temat historii i sytuacji społeczno-gospodarczej tej części świata. Kierowana powyższą ideą, sięgnęłam po książkę „Lucky Child” – autorstwa Loung Ung. Luong Ung jest kambodżanką z amerykańskim obywatelstwem, która przeżyła reżim Czerwonych Khmerów i w wieku 10 lat wraz ze starszym bratem i jego żoną wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych. Po latach głodu, ciężkich przeżyć wojennych, straty rodziców i dwójki rodzeństwa, 10 letnia Ung staje się „lucky child”- zostaje wybrana spośród czwórki rodzeństwa do towarzyszenia jej najstarszemu bratu w emigracji do Ameryki. Lucky Child to druga książka Ung, w której opisuje swoje nowe życie w Stanach, trudy adaptacji do nowej kultury, problemy emocjonalne i lęki spowodowane wojennymi wydarzeniami. Każdy rozdział jest przeplatany wspomnieniami jej ukochanej siostry, która żyje we wciąż okupowanej przez Wietnamczyków Kambodży. Porównanie warunków życia w tak kompletnie różnych, odległych rzeczywistościach robi piorunujące wrażenie. Ung wraca po raz pierwszy do Kambodży w 1995 roku i jak sama mówi: „Mimo, że byłam niezmiernie ciekawa i podniecona faktem, iż zobaczę moich dawno niewidzianych bliskich, byłam również przepełniona przytłaczającym poczuciem winy, mając świadomość, iż podczas gdy ja miałam zawsze wystarczająca ilość jedzenia, chodziłam do szkoły i grałam w piłkę nożną w Ameryce, moja siostra i jej rodzina żyła bez elektryczności i bieżącej wody, z trudem uprawiała żywność na polach często pokrytych minami przeciwpiechotnymi". Ujawniając surową i okrutną rzeczywistość, ciężkie warunki życia tak w czasach wojny, jak i pokoju, „Lucky Child” staje się swego rodzaju świadectwem niezłomności ludzkiego ducha i siły rodzinnych więzów. Gorąco polecam!

Dla zainteresowanych, podaje również stroną internetową autorki: http://www.loungung.com/. W pierwszej swojej książce „They first they killed me father” Ung opowiada o trudach życia podczas reżimu Czerwonych Khmerów (niestety do dziś nie mogłam znaleźć tej książki w SG. Nie wiem jak z dostępnością w PL, ale z tego co się orientuje polskiego przekładu jeszcze nie było). Ogólnie mówi się, że Czerwoni Khmerzy tylko w latach 1975-1979 wymordowali około 2 mln ludzi, co stanowiło więcej niż ¼ ludności ówczesnej Kambodży……Jako, że Pol Pot jak chyba każdy dyktator walczył przede wszystkim z inteligencją, noszenie okularów czy posługiwanie się językiem obcym było wystarczającym powodem do śmierci…Według Pol Pota kraj miał się składać wyłącznie z chłopów finansujących ekonomię kraju poprzez wzrost produkcji rolnej. Całe rodziny wysiedlano z miast na wsie, włączając chorych, starszych i niedołężnych i zmuszano do niewolniczej pracy po kilkanaście godzin na dobę przy minimalnych racjach żywieniowych.

Aktualnie pod koniec czerwca tego roku, ponad trzydzieści lat po upadku reżimu Czerwonych Khmerów odbyło się drugie przesłuchanie trybunału ONZ 4 byłych przywódców Czerwonych Khmerów oskarżonych o ludobójstwo i zbrodnie przeciwko ludzkości i śmierć ok 2 mln Kambodżan w latach 1975-79. Przewiduje się, że proces potrwa kilka lat……oskarżeni, dziś w wieku 70-80 lat nie poczuwają się absolutnie do winy.

9 komentarzy:

  1. Oj ta Azja wciąga :)
    A w temacie wpisowym czyli wszelkich poprawiaczy świata pokroju czerwonych... mam tu na myśli nie tylko khmerów zawsze polecam zobaczyć "Pola śmierci" - jeśli już widzieliście to odświeżcie sobie wrażenia. Niestety w wielu czasach i miejscach w Azji tak wyglądał wpływ europejskich myśli politycznych jak reżym Czerwonych Khmerów. Nie zgodzę się z określeniem Pol Pota jako dyktatora bo to jak sama zauważasz właśnie powoduje brak poczucia winy nawet po tylu latach. tymczasem Pol Pot sam nie inicjował tego wszystkiego - jego "piękna" idea równości miała cały aparat wspólników a efekt przerażający... co gorsza przecież to nie jedyny przypadek i na naszym europejskim podwórku bywało czasem znacznie gorzej.
    Sory popłynąłem :)
    Pamiętajcie - bacznie śledzimy bloga i oczekujemy ciągłych wpisów.
    Swoją drogą zobaczycie jak fajnie będzie potem sobie prześledzić ewolucję "azjatycką" jaka zapewne w was zachodzi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj wciąga, wciąga:) „Pól” jeszcze nie widziałam, ale na pewno to zrobię przy pierwszej możliwej okazji. Oczywiście nie da się ukryć wpływu europejskich myśli i przypisać całą odpowiedzialność za pola śmierci jedynie Pol Pot’owi…zresztą z ekspertem się nie kłócę…
    Coś w tym jednak jest, że człowiek skoncentrowany na tym swoim europejskim, a często znacznie węższym ogródku nie widzi nic więcej…tutejszego piękna, ale też okrucieństwa.
    Gdzieś tam w planach majaczy się nam Kambodża na listopad, także FEEL FREE TO JOIN US. A dziś udało mi się kupić pierwszą część „First they killed my father”. BTW, autorka była mocno krytykowana przez kambodżańską społeczność w Stanach, że jej książka powinna być raczej traktowana jako fikcja literacja niż zapis autentycznych wydarzeń. Nie mnie oceniać, druga część zrobiła na mnie ogromne wrażenie….Dziś odkryłam największą księgarnię w Singapurze i oszalałam:), trochę czasu minie, zanim przeczytam wszystkie interesujące pozycje…Znalazłam też wiele materiałów do nauki polskiego, więc może poza hordami wszędzie obecnych Brytyjczyków i dla mnie jest potencjał na uczenie języka ojczystego w Azji:). Pozdrawiam gorąco.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie powiem żebyśmy nie myśleli o wpadnięciu do Was i wykorzystaniu lokalizacji Singapore do wypadu wakacyjnego ale mało czasu no i rok 2011 przeznaczamy na odchowanie najmłodszej. Dopiero w 2012 planujemy wyjazd - oczywiście Azja z tym że chcemy pogłębić Indie o cześć północną i przy okazji zawitamy do Nepalu. Tak więc niestety nie po drodze nam do Was tym bardziej że Singapore znamy - choć krótko to mimo wszystko już tam byliśmy... Jako ciekawostka dla Waszych ewentualnych gości szukających taniego połączenia to optymalne w tej chwili jest przez Dehli - koszt około 1500 zł!!! a z dehli np do Bangkoku to 180 zł w jedna stronę, nie wiem jak do Singapore ale pewnie tez tanio...
    Kambodże polecamy bardzo - macie niedaleko ale polecam abyście pojechali na dłużej niż na weekend i nie tylko do Siemreap zobaczyć Angkor bo tak zwykle kończą turyści a Angkor to ewenement. I polecam poruszać się lokalnymi środkami z założeniem low-budget wtedy troszkę inaczej się odbiera zwiedzanie. Macie fajnie z Singaporem bo poznacie go tak jak nam jako turystom nie będzie dane to nigdy z drugiej strony bardzo małe te miasto Państwo nie:)

    Z językiem to ciekawa sprawa - native polish speaker w Singapore :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A - uściskaj od nas JARA! Zwykle bal na działce przypominał nam o jego urodzinach a w tym roku lipa.... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Lipa lipa jubilat był mocno niepocieszony, upiłam, związałam, do knajpy zaprowadziłam (albo odwrotnie, nie pamiętam:)) ale to zdecydowanie nie to samo co nowodworski bal! A Singapur no faktycznie niewielki, ale póki co dla mnie wciąż jeszcze inspirujący...choć irytujący bywa też:) Uściski dla Twoich dziewuch.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jest przekład a książka do kupienia za kilkanaście zł, nie omieszkam tego zrobić :)
    http://allegro.pl/gdy-zabili-naszego-ojca-loung-ung-nowa-i1702826665.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow, super! Boska cena! I do tego Angelina Jolie poleca:) Cieszę się, że będąc jedynie Anną Kowalińską też portrafię kogoś przekonać:) Miłej lektury.

    OdpowiedzUsuń
  8. Książkę właśnie przyniósł mi miły Pan Listonosz, kupiona za całe 10,49 już z przesyłką :P
    Czeka następna w kolejce, pozostając w tematyce azjatyckiej właśnie kończę Murakamiego i każdemu polecam szczególnie jego nową książkę "1Q84" :)

    OdpowiedzUsuń
  9. To nieźle...chyba będę zamawiać u Ciebie....bo ja płacę średnio 6 razy więcej za książkę i jeszcze muszę iść do księgarni:) No ja właśnie jestem w połowie They first...A Murakamiego znamy, czytamy i wciąż szczycę sie tym, że go odkrylam nim został odkryty dla szerszego grona. Mój typ: "Koniec świata i Hard-boiled Wonderland" i marzę, żeby ktoś to w końcu sfilmował...No to miłego lekturzenia;)

    OdpowiedzUsuń