sobota, 13 sierpnia 2011

Bintan, Indonezja

Dochodzą mnie tu słuchy zewsząd, że zaniedbuje żółte myśli, także biorę się w garść i nadrabiam zaległości. No to może szepnę słówko o naszym ostatnim wypadzie. W miniony wtorek świętowaliśmy Dzień Niepodległości w Singapurze, tzn. w zasadzie Singapur świętował, my zdecydowanie przyjęliśmy bierną postawę. Święto obchodzi się tutaj bardzo hucznie, organizowane są parady, pokazy sztucznych ogni, przedstawienia na temat historii Singapuru…wszędzie piszą (w gazetach), mówią (w telewizji), jak to cudownie jest być Singapurczykiem i jacy są z tego dumni. Trochę to wszystko lekką propagandą zalatuje, ale nie będę się rozpisywać, bo nie mnie jeszcze ktoś zinwiguluje. W każdym bądź razie dwie Singapurki z którymi rozmawiałam nigdy w życiu nie były na takiej paradzie i wcale nie poczuwają się specjalnie do jednoczenia w tym dniu z narodem.
Dla nas był to po prostu kolejny dzień do wykorzystania na kilkudniowy wypad . Tym razem ruszyliśmy do pobliskiej Indonezji a dokładnie na wyspę Bintan – bardzo popularne wypoczynkowe miejsce wśród Singapurczyków ze względu na odległość - tylko godzina drogi promem z Singapuru. Indonezja promuje Bintan jako drugą po Bali atrakcyjną turystyczną (BTW, na Bali ruszamy we wrześniu). Tym razem pogoda nas nie rozpieściła, dotarliśmy do naszego „kurortu” w strugach deszczu. Pierwszy raz od trzech miesięcy było mi zimno! na tyle, że chętnie bym przyodziała jakąś bluzę lub kurtkę, których oczywiście nie posiadałam. Parasole mniej lub bardziej spełniały swoją funkcję, bo przy tak intensywnych tropikalnych ulewach nawet specjalnie kupiony na takie okazje Jack Wolfskin musiał się złożyć:)










Nasz „kurort” składał się z kilku drewnianych domków, mniejszych, większych i bungalow-ów na wodzie. My wybraliśmy opcję najbardziej basic ze wszystkich basic, także mieliśmy chatkę może nie na kurzych, ale drewnianych nóżkach na wodzie. W środku ogromne łoże z cudnie brudnym i poprzedzieranym materacem, równie brudną i równie podziurawioną moskitierą szczegółów toalety oszczędzę plus towarzystwo na szczęście tylko mrówek, choć następnego dnia i jakiś większy owadodziad też się przypałętał.








No, ale widok z „tarasu”…bezcenny. Możliwość odczuwania prawie na własnej skórze przypływów i odpływów – równie bezcenna, zwłaszcza będąc w stanie wskazującym…:) Także korzystając z uroków pogody pierwszy dzień w zasadzie przesiedzieliśmy w knajpie kosztując lokalnej kuchni (średnia, za wyjątkiem cudownych świeżych soków owocowych), pijąc lokalny Bintang i grając w szachy. Tak, w szachy. Moja pierwsza rozgrywka od jakichś mniej więcej 20 lat, ale chyba ziarno, które zasiał dziadek Janek gdzieś tam w zakątkach mojego umysłu jednak przetrwało przez te wszystkie lata.











Następny dzień niestety również przywitał nas deszczem, także akcja knajpa została nieuchronnie powtórzona. W międzyczasie udało nam się gdzieś przedrzeć przez ogrodzenia „kurortu” i zakosztować trochę dzikości, ale niestety widok jest najczęściej zatrważający – śmieci, śmieci, śmieci wszędzie. Albo wywalają to wszystko do morza, albo śmiecą lokalsi, niestety wydaje się, że Azjaci są jeszcze wciąż na bakier z jakąkolwiek zieloną myślą.


Jest inaczej….Przebywanie na przykład w lokalnej knajpie również nasuwa białemu człowiekowi tysiące myśli i dylematów typu kura/jajko. Czy tacy np. Indonezyjczycy są nieogarnięci, bo są biedni i nie mają perspektyw czy też są biedni i nie mają perspektyw, bo są nieogarnięci? Zamówienie czegokolwiek w knajpie wiązało się z taką ilością papierologii, że spokojnie zmarnowano na nas z pół palmy, zakładając, że robi się papier z drzewa palmowego. Za każdym razem kelnerka musiała zapisać skrupulatnie na specjalnym wielkim arkuszu zamówienia to co chcemy (dodam, że to była samoobsługa więc i tak my podchodziliśmy do baru i mówiliśmy co chcemy) – każde zamówienia było zapisywane oddzielnie, skrupulatnie pełnymi nazwami bez żadnych skrótów, po czym dopiero się okazywało, że akurat tej konkretnej rzeczy nie ma (a nie było średnio mniej więcej połowy karty, o czym Pani nie poinformowała, tylko na każde moje zamówienia informowała, że AKURAT tego nie ma), także zabawa zaczynała się od nowa z nowym zamowieniem i nowym wieeeelkim arkuszem zamówienia (potem wpisanie do tego komputera co trwało kolejne X minut i kolejne papierorachunki). Ale trzeba podkreślić, że w zdecydowanej większości wszyscy są bardzo sympatyczni i uśmiechnięci.


Trzeciego dnia obudził nas z rana ryk motorynki czy innego bliżej dla mnie niezidentyfikowanego pojazdu. Na szczęście w końcu zaświeciło słońce zatem postanowiliśmy zrobić przedśniadaniowy spacer do wysepki na horyzoncie oddalonej około 300 m od naszego domku. Płycizna okrutna, nie zmoczyłam chyba nawet boczków:) także o pływaniu w ogóle nie było mowy, dlatego postanowiliśmy na resztę dnia przenieść się do siostrzanego, bardziej "wypaśnego" hotelu z basenem.



Drugi kurort był zdecydowanie większy, z różnymi innymi atrakcjami typu SPA, kitesurfing, restauracje, wypasione fury:) także rozpłaszczyliśmy się na basenie i zanurzyliśmy tak w wodzie, jak i w naszych lekturach.




(BTW jesteśmy chyba ostatnimi czytającymi w Singapurze:) wracając właśnie z Bintan metrem - a mamy około godzinę drogi z portu do nas - zauważyliśmy, że jesteśmy jedynymi osobami które coś czytają w "wersji tradycyjnej" otoczeni przez hordy Singapurów z ipadami, ipodami i wszelkimi innymi gadżetami, których nazw nie znam i pewnie nigdy nie będę znała. Ktoś cyniczny mógłby rzec a ile to tych drzew i papieru zmarnowano na te książki, no ale z takiej formy przyjemności nie jestem jednak w stanie zrezygnować).







Ostatnie słowa jakie usłyszałam na indonezyjskiej ziemi od pracownika straży granicznej było „JAK SIE MASZ?”(po polsku). Tak mnie zbił chłopak z tropu, że przez chwilę zapomniałam języka (polskiego) w gębie. Mój indonezyjski na razie ogranicza się do TARIMA KASIH (dziękuje), także po chwili zastanowienia jednak zdobyłam się na odpowiedź w poprawnej, choć podstawowej polszczyźnie:) Także Kochani nie taka ta nasza Polandia(po indonezyjsku) daleka i nieznana!











Więcej zdjęć:
https://picasaweb.google.com/100624869353532732172/BintanIndonezja609082011#5638708297452616642




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz